Jesień przyszła w tym roku z zaskoczenia, jakby ktoś jednym ruchem wyłączył lato. A my wrzucamy do oferty coś, co pozwala je choć odrobinę przedłużyć: lekką i słodką Etiopię. W smaku daje się poznać jaśmin, nektarynka i bergamotka – zestaw, który bardziej przypomina leniwe popołudnie w ogrodzie niż jesienne ubieranie się na cebulę. Testując tę kawę „na ślepo” nie sposób było nie dać się porwać jej świeżości. To kolejny dowód, że myte Etiopie nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa, że zaskakują i zaskakiwać będą.
A zaskoczenie jest podwójne, bo ziarna pochodzą z West Arsi, jednego z najmłodszych regionów na kawowej mapie Etiopii. Jeszcze niedawno zaliczany do Sidamo, dziś zaczyna wyraźnie zaznaczać swój smak i charakter. Plantacje są tu stosunkowo młode; krzewy sadzone w ostatnich dwóch dekadach dają plony wyjątkowo czyste i wyraziste, tak jak to bywa u roślin w najlepszym wieku.
Kilkuset drobnych rolników z woreda Nensebo dostarcza swoje zbiory do stacji myjącej Refisa prowadzonej przez Negussę Debelę. Tam wiśnie są najpierw ręcznie sortowane, potem poddawane depulpingowi i 48 godzinnej fermentacji w wodzie. W ostatnim etapie ziarna suszone są na podniesionych bambusowych stołach, co zajmuje do dwóch tygodni. Połączenie lokalnych odmian i klasycznej obróbki mytej daje napar pełen przejrzystości i lekkości, czyli dokładnie to, czego szukamy w etiopskich fully-washedach.